przed piwnicznymi oknami
nie zbierał się już węglowy pył
dzieci nie miały czarnych rąk
nie pękały szyby czarnych witraży
na dotkniętych wietrzną ospą tynkach
imiona uwikłane w szkolne miłości
pisano kolorową kredą
na rdzawej ramie trzepaka
nie zakwitały łąki dywanów
z łodyg nylonowych sznurów
nie wyrastały kwiaty
sukienek i spódnic
i tylko wierne swym obyczajom gołębie
czekały
aż podwórkowy mesjasz
poruszy znowu firanką