Rodzicom
FORMA 2013
Sawicki jest emocjonalnym chuliganem. Na wzór Geneta szuka człowieczeństwa i piękna w rynsztoku. Tapla się w najgorszej brei. Zwiedza najbardziej podejrzane zakamarki mózgu. Nieustannie konfrontuje wszystko ze wszystkim. Nie jest to jednak tania rozróba. Konsekwencja jest i owszem, a to wygląda już na metodę.
Bohater tych wierszy żyje „tu i teraz”, czyli w całkiem wiarygodnej iluzji. Codziennie odbywa eskapady do (nie)ludzkiego świata, za którym tęskni. Sentymentalizm tych podróży jest podejrzany, bowiem poeta z niepokojem spogląda na własne rewindykacje. Jest również i symboliczny, bo ocalając to, co było, formułuje „wieczną” przyszłość.
Jest szalona wyobraźnia, zaskakujące metafory oraz niebywałe przerzutnie. Dawno nie czytałem wierszy, w których erotyczne napięcie, potrzeba kobiecego ciała, byłyby tak sugestywne i niebanalne. Nie ma tu hedonizmu, nie ma ekstazy bez wartościowej relacji – ta tworzy się poprzez transgresję. W gruncie rzeczy Sawickiemu o trwałość uczucia w tym wszystkim chodzi, a to najcięższa zbrodnia, jaką można popełnić w świecie kruchej wieczności.
Konrad Wojtyła
Recenzje
Bartosz Sawicki – (rocznik 1971) ur. w Szczecinie. Poeta, fotograf, podróżnik, politolog. Dalej w nocie na skrzydełku zbioru wierszy Krucha wieczność przyczytamy – człowiek wielu profesji: kucharz, lekkoatleta, magazynier, pracownik zoo i linii produkcyjnej w przetwórni ryb, kurier, renowator mebli, restaurator, ogrodnik, właściciel klubu muzycznego i firmy reklamowej, sprzedawca obuwia, waty cukrowej, kolorowych baloników, używanej odzieży i sprzętu elektrycznego, sprzątacz, dziennikarz, barman, pomysłodawca i producent szeregu projektów artystycznych.
Dodajmy jeszcze jedną profesję: kosmonauty.
Tak. Kosmonauty poetyckiego. Który pruje przestrzeniami nadpowietrznymi, poza globem, wysoko, w rejonach międzygwiezdnych. Gdzie wieczność widać wyraźniej, w każdym razie jej wymiar zdać się może „nienormatywny”.
Polecieliśmy za wysoko? Chyba nie, gdy przyjrzymy się materii poetyckiej w przedłożonym czytelnikowi tomiku. Bowiem Krucha wieczność, ogłoszona w serii „Piętnastka” wydawnictwa FORMA, zawierająca blisko pół setki utworów, wydźwiękiem prawdziwie ciągnie nas w górę. Mówiąc to mam na myśli wędrówkę poza zasięg człowieczego poznania za pomocą głównych narzędzi w postaci pięciu dostępnych nam zmysłów. Tu, niżej, przy ziemi, grają role główne obserwacja międzyosobniczych relacji oraz emocje, kwitowane zwartymi konstatacjami. Jak w tytułowym otworze, gdzie między innymi znajdziemy takie strofy:
„uciekamy
pomagasz mi wyjąć z siebie kotwicę
w pogoni kosmiczne sondy
nasłane przez zazdrosną ludzkość
ciskają przeźroczami porzuconych skarg
jesteśmy podejrzani
o trwałość uczucia
a to jest jedna z najcięższych zbrodni
jaką można popełnić
w świecie kruchej wieczności”
Innymi słowy poeta usiłuje nam powiedzieć coś, czym żywi się z dnia na dzień nasza wyobraźnia i nasze umocowanie w kodyfikowanym przez kulturę i obyczaj świecie.
Ten „projektowany” (czy też tylko sugerowny) lot w przestrzeń poza zwykłe doświadczenie ma silny punkt wyjścia w doczesności, która odzywa się w wierszach B. Sawickiego konkretnymi i namacalnymi szczegółami. I to właśnie jest przekonujące w mowie poety, że nie sili się na skomplikowane czy wysublimowane figury, nie buduje specjalnych strategii – a zwyczajnie „opowiada”.
Na okładce widzimy zbitą szybę. Fotografia autora umieszcza go w strzelniczym oknie bunkra. To wszystko nośne metafory, udanie wspierające wersy między okładkami. Owa spójność obrazów przestrzeni książki podkreśla też przesłanie tyczące niestałości naszego bytu, ulotnych trybów „przyklepanych” znaczeń, miałkości kontekstów społecznych i kulturowych (z zauważalnymi akcentami obyczajowymi), a też możliwości istnienia poza tym, co doświadczalne.
A język tej poezji? Daleki od przegadania, bo operujący słowem zwartym, dobrze artykulacją współgrający z „ukrytym” przekazem.
Ktoś z boku zauważyć może, iż poetyka to znana, forma sama w sobie nienowa. Owszem, potwierdzę. Ale jednocześnie punktując indywidualny sznyt przedstawianych wierszy, niewymuszoność oraz prostotę strof.
Być może to poezja niespecjalnie efektowna, za to efektywna. Z dużą szansą na znalezienie sporego grona odbiorców. Ja, w każdym razie – po lekturze Kruchej wieczności – do nich się zaliczam.
Wanda Skalska (Latarnia morska – pomorski magazyn literacko-artystyczny, 2013)
TOCZY SIĘ PUSZKA Z MIĘSEM… CZYLI TRAKTAT O CYWILIZACJI
„Wieczność której istotę rozważam – pisze Bartosz Sawicki – właśnie się marnuje” [s.47]. Zmarnujmy więc kilka chwil i rozważmy wraz z poetą i jego książką Krucha wieczność, czym jest to zjawisko. Wieczność – byt poza czasem przypisywany ideom i zjawiskom matematycznym. Stoickie przekonanie, że wszystko ciągle na nowo rozpoczyna się i kończy. Boska pneuma rozwija się, ginie i znów w tym samym porządku powraca. Nie dziwię się, że Sawicki przekreśla łatwość tworzenia definicji pisząc: „bałwochwalczo utożsamiając pamięć / z obezwładniającą ideą wieczności” [s.53]. Wielu filozofów łamało sobie nad tym pojęciem głowy. Choćby Søren Kierkegaard wyodrębniający pojęcie atomu wieczności, którego doświadczenie (dotknięcie) wzmaga intensywność przeżywania chwili. Wzrost tej intensyfikacji przeżywania mierzy się zarówno upływem czasu jak i istnieniem poza czasem – gdzie nie następuje różnicowanie na przed i potem. Takich stanów „czystego teraz” właśnie dotyka poezja Sawickiego: „jesteśmy jak ziarnko soli / leżące samotnie na stole / słone od zawsze / i po wsze czasy słone” [s.48]. Wieczne teraz, bycie i niebycie zarazem, bywa wynikiem aktu seksualnego i samospełnienia: „nie potrafiliśmy też nie być / dłużej niż orgazm i parę narkotycznych zawieszek” [s.59]. Czysta teraźniejszość może rodzić się w miłości i poprzez nią zakotwiczać: „i gdybyś się nie przelękła piekła / śmiałbym się dziś z twoich fioletowych spodni / teraźniejszość byłaby pomiędzy nami” [s.40]. Ten stan egzystencji, w którym można zmierzyć dowolną długość czasu – jak jeszcze inni filozofowie nazywają wieczność – to jak pisze poeta pewna droga, gdzie: „puste czółno spełnienia / zmierza ku wnętrzu niebytu” [s.13]. To wnętrze niebytu jest niczym innym jak zobrazowanym przez Mikołaja Bierdiajewa punktem na linii, która obrazuje czas standardowy. Z owego punktu można wyprowadzić półprostą, która będzie zarazem osadzona w czasie jak i poza nim. Bo przecież: „przedzierasz się przez czas / podążając za dymem do świętej krainy przodków” [s.30]. Czyli momentanizm, w którym poszczególne przeżywane stany jawią się niczym odrębne kadry filmu rejestrowane niejako na jednaj taśmie – linii życia (za: Jarosław Jakubowski, Ricoeur a egzystencjalna koncepcja wiecznej teraźniejszości, „Analiza i Egzystencja” 1, 2005). „Nie martw się – mówi – przyszłym życiem / ja myślę że jest piekło i ono właśnie trwa” [s.26]. Istnienie piekielnej przestrzeni nie wyklucza teraźniejszości i egzystowania poza nią, zważywszy na eschatologiczne widzenie piekła jako miejsca bytowania pośmiertnego. „Aż przestaliśmy widzieć różnicę / kiedy jesteśmy / a kiedy nas nie ma / i przeląkł się Bóg / bo wypadliśmy poza schemat piekła i nieba” [s. 10]. Poeta łamie schematy – choćby kontrapunktując niebo: „w jakimś obłędnym przeświadczeniu / że niebo jest bezosobowe” [s.15]. Może w ten sposób opowiada się za prymatem biblijnej nadziei? Przecież Paul Ricoeur stawia wyżej „nadchodzi” nad stanem „jest”. Filozofia zainspirowana teologią nadziei na życie wieczne akcentuje „przyszłość”. Natomiast filozofia wiecznego teraz nacisk stawia na poza-czasowość – czyli właśnie wieczność. Która z konwencji jest bliższa poecie, niech stanowi zagadkę. Jedno jest jednak pewne – rzeczy ostateczne nie wykluczają teraźniejszych, co dobitnie podkreśla Sawicki: „bowiem najwyższa świadomość / nie widzi różnicy / pomiędzy życiem a śmiercią”| [s.73]. Świadomość, jej istota
i rozważania nad nią wypełniają Kruchą wieczność, tworząc swoisty traktat – bawienia się nicością, jak w wierszu Od.
Zastanawia mnie jedna rzecz – czy tak bardzo niesprecyzowana w pojęciu wieczność może jeszcze łączyć się z pojęciem równie mało jednoznacznym jakim jest – kruchość? Krucha, a więc bardzo wrażliwa na uderzenia jest choćby porcelana. Rozsypuje się nawet w palcach. Delikatny wstrząs może zmienić strukturę, rozerwać molekuły i wewnętrzne wiązania: „i pęka szkło / i oddziela się od lądu” [s.9]. Zbicie, pęknięcie, rozłam multiplikują się u Sawickiego: „myśl kaleczy / jak o zbitych luster ostrza” [s.12]; „serce zamarza na czerwono / i kruszy się jak lizak w zębach” [s.43]; „wiadomość / o podciętych żyłach / zbitą szklanką z ikei” [s.44]. Alternatywą dla kruchości staje się niespodziewanie uczucie. „Jesteśmy podejrzewani / o trwałość uczucia / a to jest jedna z najcięższych zbrodni / jaką można popełnić / w świecie kruchej wieczności” [s. 42]. Erotyka – tak ściśle wiążąca się z omawianym wcześniej zawieszeniem w czasie – stanowić może również obronę przed rozpadem i pęknięciem wewnętrznym. W swej zmysłowości, w połączeniu ciał jest coś trwałego, zapewniającego wieczny byt odradzania: „kiedy nasiona / wnikają / do szypułek owocu” [s.65]. Ciało utrwala, daje możliwość zakotwiczenia w rzeczywistości: „a kępka owłosienia stanowi mroczną oazę / na pustynnej bieli ciała / i na prześwietlonym światłem dnia / tle całego wszechświata” [s.21]. To fragmenty większego wzorca jakim jest „cały wszechświat” ściśle zazębiają się z mikro-wszechświatami dwóch ciał, które odnajdują swoją wieczność: „zanim nas spalą / albo wsadzą włosami do ziemi / chciałbym jeszcze zobaczyć/ nagą zachłanność na bezwstyd” [s. 23]. Miłość u Sawickiego ma swój akt identyfikacji: „bo zazdrość przecież już tutaj nic nie potrafiła / od czasu kiedy wyjawiłaś światu / powszechną istotę miłości” [s. 14], ale jej atrybucja nie jest wcale łatwa: „miłość wychodzi z włosami / gdzieś zawinięta we frote ręczniku” [s. 12]. To przecież „z miłości do bliźnich / zamieniliśmy się w małpy / spacerujące wolnym krokiem / z torbą bananów” [s.11]. Cywilizacja nas zmieniła – ale czy na pewno? Sawicki w swoich wierszach bywa dosłowny, by zaraz uciec od jednoznacznego obrazowania. Jego kontemplacyjna natura potrafi opisać uczucie zarówno poprzez obrazoburcze budowanie świata przedstawionego: „usnę z głową tuż przy twoim penisie / pomiędzy łokciami wspartymi o kierownicę / a kolanami kontrolującymi prędkość istnienia” [s. 15]; „albo nawet przejdzie / już sam kurwa nie wiem / bo tempo będzie powolne / i puls cichnący / i umrę na tobie” [s.31] – jak i nadzwyczaj kruchą konstrukcję typową dla myśliciela: „z początku byłbym ściśle czuły / obwąchał jak pies” [s. 21]. Cenię sobie te momenty wrażliwe w wierszach Sawickiego. Świeżość jest w nich i swoiste zmuszenie czytelnika by zmienił rozkład akcentów, by nie uległ schematom, jednostronnym odczytom. Brzmią we mnie słowa: „od nadmiaru flegmy uwiera zbroja żeber / żaluzja przykleja na oczy piaski cieni / i widok topoli zamiatających szare obłoki / nad dachami wieżowców” [s.27]. Percepcja poety zmienia się również poprzez czas i jego osobnicze przeżycia biograficzne. Czas nas definiuje – a wspomnienie: „niby nic takiego / urywek przeszłości / a przypomina znamię / na kronice skóry” [s.34]. Dzieckiem będąc świat jawił się poecie zupełnie inaczej. To wtedy „z metalowej tubki dzieciństwa / wypływa karmelowe mleko” [s.10]; „i wyjmujemy z worków kapcie / a woźna uśmiecha się groźnie” [s.29]. Dziecko ma inne rozmiary, inne perspektywy, zupełnie inne tytułowe wymiary: „kiedy byłem liliputem / szczególnie liliput Maciek i Robert / wydawali mi się duzi / duże też były lilipucice / Agnieszka i Marta” [s.29]. We wspomnieniu jednocześnie istnieją dwie postaci, co wyklucza się i nie wyklucza zarazem: „dwóch nas nie może teraz / od niechcenia egzystować” [s.30]. Pojawia się tutaj dotykane często przez Sawickiego kryterium rzeczywistości. Czy da się odróżnić rzeczywistość od ułudy, nie złapać się w pułapkę kolejnego schematu? „A teraz pójdę innymi schodami / i pozostawię po sobie przekonującego aktora / odgrywającego dręczącą rolę / ucieczki z nieistniejącego obozu namiętności / narodowego i zawodowego szczęścia” [s.32]. Czy można odróżnić prawdziwą oazę od pustynnego mirażu i wierzyć omylnym zmysłom? Kto wie – przecież: „wiatr posypuje głowy wonnymi płatkami śmierci / och – wieszasz się na szyi – to nasze wesele” [s.50].
Beata Patrycja Klary (Migotania, 2014)
PĘKNIĘTA SZYBA
Na okładce zbioru poezji Bartosza Sawickiego pod tytułem Krucha wieczność widzimy odłamki rozbitej szyby. Tafla szkła, która oddzielała nas od świata idei pękła i teraz możemy widzieć rzeczy, takimi, jakie są naprawdę. Pisze Konrad Wojtyła o poecie: „Sawicki jest emocjonalnym chuliganem. Na wzór Geneta szuka człowieczeństwa i piękna w rynsztoku. Tapla się w najgorszej breji. Zwiedza najbardziej podejrzane zakamarki mózgu. Nieustannie konfrontuje wszystko ze wszystkim. Nie jest to jednak tania rozróba. Konsekwencja jest i owszem, a to wygląda już na metodę”.
Z tym rynsztokiem chyba bym nie przesadzał. Owszem język tej poezji bywa dosadny, ale jest on jednocześnie odarty z wszelkiej moralności, z osądzania. Jednocześnie poeta doskonale operuje słowem i jego artykulacją. Widać to na przykład w wierszu tytułowym, gdy autor stwierdza, że: „jesteśmy podejrzani o trwałość uczucia/a to jest jedna z najcięższych zbrodni/jaką można popełnić/w świecie kruchej wieczności”. Nie jest to zresztą jedyny moment, gdy poeta bierze się za bary z miłością i jej stosunkiem do wieczności, jeśli można tak górnolotnie, a zarazem dość płytko się wyrazić. W wierszu Destiny podmiot liryczny opowiada: „a palant i owszem/ trochę się zabawił/bo i było czym/a potem nie odbierał/telefonów od przeznaczenia/aż te przestało dzwonić”.
Nie znajdziemy w tych wierszach patosu, nawet gdy mowa o uczuciach wyższych. W jednym z wierszy spotykamy dwoje ludzi, którzy przywołują swój dawny związek. „Nie potrafiliśmy być szczęśliwi/nie potrafiliśmy też być nieszczęśliwi/nie potrafiliśmy też nie być/dłużej niż orgazm i parę narkotycznych zawieszek/a w naszym przypadku/tylko nieistnienie/mogło oznaczać/realne powodzenie związku”. W tym przywołaniu paradoksu nie ma recepty na właściwe widzenie, ale jest za to pewien podskórny dyskurs ze współczesnością. Bartosz Sawicki spogląda na rzeczywistość raczej krytycznie, mimo że nie sławi wcale świata idealnego. Być może ten, w którym przyszło nam żyć, jest wystarczająco dobry dla nas.
Poeta nie sili się na zgrabne metafory, nie usiłuje nas olśnić ornamentami pięknych słów. Te używane przez niego bywają nieco chropawe, ale za to sytuują zbiór Krucha wieczność bliżej prawdy. Bo nasza wieczność jest właśnie krucha, otaczają nas anioły o spracowanych twarzach, umykają nam znaczenia na skutek rozmywającego się kontekstu. Można jednak próbować ten kontekst odnaleźć, ustalić niejako na nowo. Tylko, czy to się uda? W kolejnym utworze czytamy: „ale pojawia się Bóg/i do rana pertraktuję z Nim Nowy Ład/idąc na spotkanie z Jego podobieństwem/zupełnie niewyspany”.
Krucha wieczność zawiera kilkadziesiąt wierszy i nie sposób odgadnąć powiązań między nimi przy jednokrotnej lekturze. Cały sens wyłania się dopiero, gdy do tych utworów powracamy. Warto polecić tego niepokornego poetę, tego „emocjonalnego chuligana”.
Krzysztof Maciejewski (Papierowe myśli, 2014)
Te wiersze trzeba przeczytać kilkakrotnie, zanim się wejdzie do ich świata. Nie ma tutaj tak wiele tej kokieterii, którą często poezja uwodzi już od pierwszej chwili, tych skrzących się słownych klejnocików, rewelacyjnych skojarzeń, które od razu się zapamiętuje, najcelniejszych metafor czy rytmu natychmiast wpadającego w ucho. Jednak od pierwszej lektury czuje czytelnik wyraźny niepokój, domagający się dopatrzenia, doprecyzowania, wyśledzenia, skąd pochodzi i w jaki sposób został wywołany. Niepokój wzmagający się przy lekturze kolejnej, aż w końcu odsłaniający to, co łączy poszczególne utwory tego tomiku. A są to potężne emocje, namiętności, pulsujące w człowieku i między ludźmi, ale dostrzeżone i po poetycku sfotografowane w momencie stygnięcia, w którym nie ma już szansy na to, że kiedyś odtajają i wybuchną z dawną siłą. Póki tętniły, nie zwracało się na nie uwagi. Kiedy milkną – można o nich powiedzieć, choć jest już za późno. Tak jak często bywa między kochankami, którzy mieli szczęście i nieszczęście długo być razem:
„robiliśmy ze sobą rozmaite rzeczy
aż przestaliśmy widzieć różnicę
kiedy jesteśmy
a kiedy nas nie ma
i przeląkł się Bóg
bo wypadliśmy
poza schemat piekła
i nieba poza grzech i nie grzech
osłabł ucisk wędzidła pożądania
a inne pragnienia
ograniczyły się do długiego snu”.
J.G. (Rynek Książki, 2013)