Maćkowi, Sławkowi, Puckowi i Ewie
WBPiCAK 2018
(fot. Dorota Kosz)
Bartosz Sawicki w tomie poetyckim „Luminal” zawiera z czytelnikami pakt, w którym najistotniejsze są dwa paragrafy. Po pierwsze – będzie to poezja wszystkożerna, sięgająca po wszelkie rejestry kultury i rzeczywistości, pojawią się w niej i przykładający palec do ust Bóg, i crack zawijany w sreberka, i płonące Aleppo, i nasączony krwią tampon, i indyjska medycyna – Ajurweda; po drugie – ta wszystkożerność nie zmierza do osłabienia rangi poezji, ale przeciwnie, ma maksymalnie poszerzyć pole, po którym poeta może się poruszać. A to istotne, ponieważ wiersze nie służą autorowi do towarzyskiej maskarady, autotematycznego mędzenia, pielęgnowania dekonstrukcyjnych furii, ale – co za oldschool! – mogą być narzędziami do komunikacji ze światem, z drugą osobą (z wyobrażeniem drugiej osoby, pamięcią o niej). Głos mówiący w tych utworach jest głosem kogoś zanurzonego w codzienności, w polifonii płynnego świata – ale jednocześnie nierozpaczającego z powodu Bóg wie jakich ran przez ową chropowatą codzienność zadanych – i z tej pozycji próbującego wypatrzyć wszystkie te jakby prowizoryczne, pozornie podlegające nieustannym negocjacjom, ale jednak trwałe prawdy, które, w co wierzą poeci tacy jak Bartosz Sawicki, literatura może wyświetlić.
Alan Sasinowski