w płucach wilgoć wygasłych
hutniczych pieców
zamienionych na siedliska nietoperzy
od nadmiaru flegmy uwiera zbroja żeber
żaluzja przykleja na oczy paski cieni
i widok topoli zamiatających szare obłoki
nad dachami wieżowców
w których nie można dostrzec
żadnych oznak życia
nawet ptaki ich krawędzie
i wpusty omijają
a te przecież lubią zasiedlać
miejsca opuszczone przez ludzi
opadają splątane girlandy śniegu
monotonia spowalnia funkcje fizjologii
podróż staje się niemożliwa
a było i tak że się sople lodu
brało w ciepłe dłonie
bawiąc się nicością gdy wolno topniały