PIERWSZE CZTERY LATA (1989-92) GOSPODARCZEJ TRANSFORMACJI USTROJOWEJ W POLSCE

///PIERWSZE CZTERY LATA (1989-92) GOSPODARCZEJ TRANSFORMACJI USTROJOWEJ W POLSCE

Pierwsze cztery lata (1989-92) gospodarczej transformacji ustrojowej w Polsce

 

Wobec skali zmian jakie przyniosła ze sobą transformacja ustrojowa w Polsce bledną wszystkie przymiotniki. Opisanie ogromu przemian jest zadaniem tytanicznym i chyba w każdym wypadku będzie przekraczać warunki brzegowe jakiejkolwiek pracy naukowej. Rzecz zatem w określeniu ram. W moim wypadku wytyczą je cezus czasowy (pierwsze cztery lata) oraz koncentracja na przemianach gospodarczych z ledwie zarysowanym tłem politycznym.

Zanim przejdę do właściwego tematu pracy chciałbym zwrócić uwagę na pewien zawarty w niej – nazwę to kolokwialnie: rarytas. Otóż, zdając sobie sprawę z roli jaką w przyjętych przeze mnie czasowych ramach pracy odgrywał profesor Leszek Balcerowicz wykorzystałem jego niedawną (4 czerwca) obecność w Szczecinie i zadałem mu kilka pytań dotyczących spraw opisywanych w pracy. Odpowiedzi Leszka Balcerowicza wplecione w tekst postanowiłem wyróżnić pogrubioną kursywą.


Szkic polityczno – historyczny

 

Chcąc opisać pierwsze cztery lata gospodarczej transformacji musimy zacząć od – siłą rzeczy – szkicowego zarysowania historii politycznej tego okresu przemian. Zacznijmy od czysto faktograficznego wymienienia rządów, które powstały w interesującym nas okresie:

– rząd Tadeusza Mazowieckiego – 24 sierpnia 1989 – 25 listopada 1990 (Solidarność; ZSL; PZPR; SD)

– rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego – 12 stycznia 1991 – 5 grudnia 1991 (KLD; ZChN; PC; SD)

– rząd Jana Olszewskiego – 23 grudnia 1991 – 5 czerwca 1992 (PC; ZChN; PSL; PL)

– rząd Waldemara Pawlaka – 5 czerwca 1992 – 7 lipca 1992 (PSL)

– rząd Hanny Suchockiej – 11 lipca 1992 – 18 października 1993 (UD; KLD; ZChN; PChD; PPPP; PSL-PL)

Wielopartyjność i dynamika zdarzeń politycznych – oto dwie podstawowe zmienne wynikające z powyższego zestawienia. Przyjrzyjmy się jednak temu okresowi nieco bliżej.

Za symboliczny początek istnienia III Rzeczpospolitej zazwyczaj przyjmuje się powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego (24 sierpnia 1989) oraz przegłosowanie przez tzw. Sejm kontraktowy uchwały przywracającej nazwę państwa polskiego Rzeczpospolita Polska i godła w postaci orła w koronie (31 grudnia 1989).

Jednak pierwsze wolne wybory w Polsce – kończące jednocześnie kadencję Sejmu kontraktowego – to powszechne wybory prezydenckie w listopadzie 1990 (do tej pory prezydentów Polski wyłaniało Zgromadzenie Narodowe). W szranki stanęli (w kolejności alfabetycznej): Roman Bartoszcze; Włodzimierz Cimoszewicz; Tadeusz Mazowiecki; Leszek Moczulski; Stanisław Tymiński i Lech Wałęsa. Oczywiście kandydatami z największym poparciem zdawali się być przedstawiciele obozu solidarnościowego: urzędujący premier Tadeusz Mazowiecki oraz Lech Wałęsa. Kandydatów czekała jednak sensacyjna niespodzianka. Mazowiecki został pokonany przez nieznanego kandydata – Stanisława Tymińskiego, który swoją kampanię kierował przede wszystkim do wyborców rozczarowanych efektami przemian po 1989 r. (o których szeroko napiszemy w dalszej części pracy). Po pierwszej turze na placu boju zostali więc: Lech Wałęsa (39,9%, głosów) oraz wspomniany Stanisław Tymiński (23,10%). T. Mazowiecki dostał 18,08%, głosów.

Kampania przed drugą turą była wyjątkowo brutalna, pełna oskarżeń o agenturalność i jako taka stanowiła niemały szok dla wyborców – nic dziwnego więc, że niektórzy z rozczarowanych wyborców nie poszli do urn: przy niższej frekwencji (ok. 53%) druga tura przyniosła zwycięstwo Lechowi Wałęsie, który otrzymał ponad 72% ważnych głosów.

Po zaprzysiężeniu Lecha Wałęsy na prezydenta RP Tadeusz Mazowiecki wrócił do ław poselskich. Na stanowisku szefa rządu zastąpił go Jan Krzysztof Bielecki (co ważne dla naszego tematu: Leszek Balcerowicz pozostał na stanowisku wicepremiera i ministra finansów).

W grudniu 1990 rozwiązana została PZPR, utworzona przez część jej członków SdRP zaczęła systematycznie zyskiwać społeczne zaufanie, by w 1993 roku wrócić do władzy.

Na razie jednak Polacy stanęli przed pierwszymi od zakończenia II wojny światowej w pełni wolnymi wyborami parlamentarnymi, które odbyły się 27 października 1991. Przy stosunkowo niskiej frekwencji wyborczej (43%) na ponad 100 ugrupowań uczestniczących w wyborach mandaty poselskie uzyskali reprezentanci 29 z nich. Wyniki najważniejszych z nich były następujące: Unia Demokratyczna (12,31% głosów); Sojusz Lewicy Demokratycznej (11,98%); Wyborcza Akcja Katolicka (8,73%); Polskie Stronnictwo Ludowe – Sojusz Programowy (8,67%); Konfederacja Polski Niepodległej (7,5%); Porozumienie Obywatelskie Centrum (8,71%); Kongres Liberalno-Demokratyczny (7,48%); Porozumienie Ludowe (5,46%) i NSZZ Solidarność (5,05%). Do parlamentu weszli też z niewielką ilością przedstawicieli posłowie: Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, Chrześcijańskiej Demokracji, Unii Polityki Realnej, „Solidarność Pracy”, Stronnictwa Demokratycznego i Mniejszości Niemieckiej.

Tak olbrzymie rozproszenie mandatów spowodowało kłopoty z utworzeniem stabilnej większości parlamentarnej i rządu. Po okresie konsultacji (i niepowodzeniu misji tworzenia nowego rządu przez kandydata prezydenckiego Bronisława Geremka) 5 grudnia został utworzony rząd koalicyjny z Janem Olszewskim (PC) jako premierem. Marszałkiem Sejmu został Wiesław Chrzanowski (ZChN), a Senatu August Chełkowski (NSZZ „Solidarność”).

Jednak Olszewski zniechęcony brakiem możliwości utworzenia stałej koalicji złożył rezygnację, która jednak nie została przyjęta przez prezydenta.

Ostatecznie po kilkutygodniowych negocjacjach 23 grudnia 1991 roku został utworzony koalicyjny prawicowy rząd z Janem Olszewskim na czele. Od początku rząd Olszewskiego pozostawał w konflikcie z Lechem Wałęsą. Musiało to prędzej czy później doprowadzić do upadku tego gabinetu. Powodem do uchwalenia wotum nieufności stała się tzw. lista Macierewicza, czyli lista osób współpracujących z SB. Na liście znalazło się wielu urzędujących ministrów, urzędników i posłów. W tej sytuacji prezydent wysłał do Sejmu wniosek o natychmiastowe odwołanie rządu. Po burzliwej debacie w nocy 5 czerwca uchwalono w Sejmie wotum nieufności wobec rządu premiera Olszewskiego. Prezydent Lech Wałęsa desygnował na premiera Waldemara Pawlaka, jednak ten nie zdołał utworzyć rządu i po 33 dniach podał się do dymisji. W tej sytuacji nowym premierem w lipcu została Hanna Suchocka. Jednak w 1993 roku Sejm uchwalił wobec jej rządu wotum nieufności. W obliczu tych wydarzeń prezydent RP Lech Wałęsa na mocy swych uprawnień podjął decyzję o rozwiązaniu parlamentu i rozpisaniu przedterminowych wyborów.

Kolejne w III RP wybory parlamentarne odbyły się 19 września 1993 i były niezwykle ważne z przynajmniej dwóch powodów: po pierwsze zostały rozpisane w oparciu o nową ordynację ustalającą progi wyborcze dla partii politycznych (5%) i koalicji (8%) oraz po drugie ich wynik oznaczał powrót do władzy ugrupowań postkomunistycznych, które zawarły umowę koalicyjną i powołały rząd z Waldemarem Pawlakiem (PSL) jako premierem.

To już jednak inna historia.

 

Wilczek – pierwszy reformator?

 

My wróćmy do naszego głównego tematu. Nas, w poniższej pracy będzie interesował najbardziej moment gospodarczego przechodzenia od ustroju tzw. realnego socjalizmu, opartego na centralnym zarządzaniu gospodarką, do ustroju demokratycznego, połączonego z kapitalistyczną gospodarką wolnorynkową, czyli tworzenia na nowo systemu gospodarki kapitalistycznej w warunkach odziedziczonych po gospodarce scentralizowanej.

Myli się jednak ten, kto sądzi, iż początek swobody gospodarczej nadszedł wraz z wprowadzeniem tzw. planu Balcerowicza. Dwa lat wcześniej weszła bowiem w życie tzw. „ustawa Wilczka”. Było to potoczne określenie ustawy z dnia 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej opracowanej według projektu ministra przemysłu Mieczysława Wilczka i premiera Mieczysława Rakowskiego uchwalonej przez Sejm PRL IX kadencji. Ustawa obowiązywała od 1 stycznia 1989 do 31 grudnia 2000 i regulowała w sposób liberalny działalność gospodarczą. Ustawa umożliwiła każdemu obywatelowi PRL podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej na równych prawach, co m.in. spowodowało aktywizację drobnych przedsiębiorców. Najważniejsze ustępy zawierającej jedynie 55 paragrafów krótkiej ustawy brzmią następująco:

– Art. 1 „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa.”

– Art. 4 „Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności i działań, które nie są przez prawo zabronione.”

Zdaniem wielu ekonomistów „ustawa Wilczka” była i jest niedoścignionym wzorem prawa dającego prawdziwą wolność gospodarczą wolnorynkowym podmiotom. Na przykład zdaniem Roberta Gwiazdowskiego z Centrum im. Adama Smitha (instytutu działającego na rzecz wolnego rynku): „55 artykułów tej ustawy dało polskiej przedsiębiorczości i polskiej gospodarce takiego kopa, że dzisiejsze wielostronicowe kolejne nowelizacje ustawy o wolności gospodarczej nie dorastają jej do pięt. Może dlatego, że wolność mają tylko w tytule, ale nie w zawartości (…) zniesienie liberalnej Ustawy Wilczka poprzez kolejne ograniczenia, koncesje i zezwolenia trwa do dnia dzisiejszego, co powoduje znaczne utrudnienia dla uczciwych przedsiębiorców”.

Oddajmy jednak głos Leszkowi Balcerowiczowi: Oceniam tę ustawę bardzo dobrze. Była niezwkle ważna. Ona w gruncie rzeczy podważała podstawy socjalizmu, bo przecież wprowadzała zasadę wolności gospodarczej. Jednak wedle mojej opinii pozostało wtedy mnóstwo socjalizmu w innych dziedzinach, pozostało centralne rozdzielnictwo i nade wszystko pozostała niezwykle szkodliwa polityka makroekonomiczna tego ostatniego rządu ekonomicznego, który drukował pieniądze żeby finansować wydatki budżetowe i przyczynił się do narodzin galopującej inflacji. Co do kontekstu politycznego (zarzuty wobec ustawy były takie, że jej głównym zadaniem była możliwość tzw. uwłaszczenia nomenklatury – dop. Bartosz Sawicki) to nie badałem nigdy tej sprawy i nie potrafię powiedzieć jakie były intencje przy jej uchwalaniu, ale dopóki nie znajduję dowodów nie mogę zakładać, że były złe. Zakładam natomiast, że chodziło o to, żeby poprawić sytuację gospodarczą. Bywają jednak pomysły czy projekty oparte na bardzo dobrych intencjach, przy okazji wprowadzania w życie których powstają skutki uboczne takie jak np. tak zwane popularnie uwłaszczanie się nomenklatury, które były oczywiście bulwersujące”.

Jeśli chodzi o samą prywatyzację, to w błędzie są też wszyscy, którzy myślą, że i ona zaczęła się za rządów Tadeusza Mazowieckiego i jego kluczowego ministra Leszka Balcerowicza. Otóż, od stycznia do września 1989 r. powstało 12,6 tys. tzw. spółek nomenklaturowych między osobami prywatnymi (dyrektorzy fabryk, wysocy rangą urzędnicy administracji publicznej, ministerstw itp.) a przedsiębiorstwami uspołecznionymi. Nomenklatura w 1988 r. była około 30 tysięczną armią ludzi na najwyższych stanowiskach, których obsada musiała być uzgadniana z PZPR. Tego rodzaju spółki w większości trudniły się pasożytniczym pośrednictwem. Na przykład kontrola NIK z 1990 r. w 51 takich spółkach, wykazała, że tylko jedna z nich zajmowała się działalnością gospodarczo-użyteczną. Przykładów nomenklaturowej prywatyzacji jest wiele: np. w Hucie Sendzimira dziesięć spółek założonych przez dyrekcję i lokalne władze wydzierżawiło majątek huty za grosze i przechwytywało zyski; naczelnik Zakopanego był udziałowcem aż 10 spółek budujących hotele i zajazdy w tym mieście itd. itp. Proceder dzikiej prywatyzacji tak się rozplenił – Tittenbrun nazywa to konwersją kapitału politycznego w kapitał ekonomiczny – że w połowie 1991 r. rząd Mazowieckiego zakazał urzędnikom państwowym udziału w takich spółkach. Zakaz zniesiono już po roku, za rządów Jana Krzysztofa Bieleckiego.

I znowu Leszek Balcerowicz: „Paradoksem było jednak to, że kiedy do władzy doszedł rząd niesocjalistyczny czyli rząd „Solidarności” musieliśmy zablokować takie sytuacje i wtedy nas oskarżono, że zablokowaliśmy prywatyzację. A nam chodziło, żeby ta prywatyzacja nie była robiona w tamtym złym trybie. A przy tamtym chaosie gospodarczym zajęło nam trochę czasu wypracowanie i wprowadzenie innych trybów prywatyzacji.

 

Długi, drukowane pieniądze…

 

Chaos to dobre słowo.

Polska weszła w okres transformacji z wielkimi dysproporcjami gospodarczymi, których wyrazem stała się hiperinflacja 1989. Gospodarka w 1989 roku znalazła się w sytuacji katastrofalnej. Najbardziej istotnym problemem był bardzo wysoki wskaźnik cen towarów i usług. Stopa inflacji wynosiła w 1989 roku ponad 340%, wykazując przy tym tendencję gwałtownie rosnącą i nabierając cech hiperinflacji – średnia stopa inflacji dla pięciu ostatnich miesięcy 1989 roku wynosiła około 1000%!. Przyczyną takiego stanu rzeczy był przede wszystkim fakt, iż państwo, uginając się pod żądaniami płacowymi pracowników i związków zawodowych, drukowało i wprowadzało do obiegu olbrzymie ilości tzw. pustych pieniędzy, które nie miały żadnego pokrycia w towarach na rynku.

Przekształcanie systemu opartego przez wiele dziesięcioleci na władzy centralnej, państwowej własności i centralnym rozdzielnictwie w kapitalistyczny system rynkowy, oparty na własności prywatnej i swobodzie przedsiębiorczości, było zadaniem karkołomnym, zwłaszcza wobec całkowicie nowatorskiego charakteru tych przemian. System scentralizowany pozostawił po sobie niesprawną gospodarkę o niskiej efektywności, charakteryzującą się trwałymi niedoborami podaży, sztywnością cen, dysproporcjami i brakiem adaptacyjności, zacofaną technologicznie i organizacyjnie, mającą wadliwą i nie przygotowaną do konkurencyjnego uczestnictwa w rynku światowym strukturę przemysłową. Polska była oprócz tego obciążona koniecznością obsługi wysokiego zadłużenia zagranicznego, powstałego w latach 70. XX w. (w 1989 roku dług wynosił 41 mld dolarów – głównymi wierzycielami Polski były rządy zachodnie, reprezentowane przez Klub Paryski oraz zachodnie banki komercyjne, zrzeszone w Klubie Londyńskim).

W związku z tym iż produkcja nie była weryfikowana przez popyt, zjawiskiem powszechnym stały się zarówno niedobory na rynku (a z nimi kolejki, kartki, talony, przydziały, “załatwianie po znajomości“ itp.), jak i wymuszona substytucja, marnotrawstwo środków produkcji oraz tzw. produkcja niechciana. Złoty polski był niewymienialny (i to nie tylko na obce waluty, ale też w dużym stopniu na towary). Utrzymywano system wielu różnych kursów walutowych; kurs oficjalny był kilkakrotnie niższy od czarnorynkowego.

Jednocześnie, ze względu na brak zaufania do złotego, transakcji coraz częściej dokonywano w dewizach. Cały system cen, podporządkowany potrzebom gospodarki centralnie planowanej, był zniekształcony. Realna stopa procentowa była ujemna, usztywniano stawki płac, ceny produktów i marże. Budżet państwa wykazywał wysoki deficyt. W 1989 roku wynosił on 3% PKB.

Cały system był ponadto nastawiony na produkcję antyimportową, istniał powszechny protekcjonizm państwowy – stawki celne i inne ograniczenia praktycznie uniemożliwiały sprowadzanie na większą skalę towarów z zagranicy.

 

10 gospodarczych przykazań

 

W to wszystko niczym kij w szprychy wszedł ze swoim planem (choć pojawiają się także opinie, że plan został przygotowany przez ekspertów zagranicznych skupionych wokół Amerykanina Jeffrey’a Sachsa) Leszek Balcerowicz, wówczas 42-letni doktor ekonomii (habilitował się w 1990 roku, profesorem Szkoły Głównej Handlowej został dwa lata później), który podjął się (a przynajmniej dał mu swoją twarz) karkołomnego zadania przeprowadzenia Polski z ruin realnego socjalizmu do kapitalizmu.

Program zwany planem Balcerowicza został opublikowany w październiku 1989 roku, a już w grudniu zaaprobował go parlament. Plan wszedł w życie 1 stycznia 1990 roku.

Wcześniej, 17 grudnia 1989 roku Leszek Balcerowicz przedstawił w sejmie projekty ustaw wchodzących w skład planu. Początkowo było ich 40, później jednak minister finansów zdecydował, aby ograniczyć ich liczbę do 10 najbardziej niezbędnych.

27 i 28 grudnia Sejm kontraktowy uchwalił wszystkie 10 ustaw “pakietu Balcerowicza“:

1. „Ustawa o gospodarce finansowej przedsiębiorstw państwowych”. Likwidowała gwarancję istnienia wszystkich przedsiębiorstw państwowych niezależnie od ich wyników finansowych i efektywności produkcji oraz pozwalała na przeprowadzanie postępowania upadłościowego przedsiębiorstw nieefektywnych.

2. „Ustawa o prawie bankowym”. Zakazywała finansowania deficytu budżetowego przez bank centralny i uniemożliwiała nieograniczoną emisję pieniądza bez pokrycia.

3. „Ustawa o kredytowaniu”. Znosiła preferencje kredytowe dla przedsiębiorstw państwowych i wiązała stopę oprocentowania kredytów ze stopą inflacji.

4. „Ustawa o podatku od wzrostu wynagrodzeń”. Ograniczała wzrost płac nominalnych w przedsiębiorstwach w stosunku do realnego wzrostu cen (wprowadzając tzw. popiwek).

5. „Ustawa o nowych zasadach opodatkowania”. Wprowadzała jednolite zasady płacenia podatków we wszystkich sektorach gospodarki.

6. „Ustawa o działalności gospodarczej prowadzonej przez inwestorów zagranicznych”. Zobowiązywała przedsiębiorstwa zagraniczne do odsprzedawania dewiz państwu po ustalonym przez bank centralny kursie, zapowiadała możliwość wywozu zysków za granicę i zwalniała przedsiębiorstwa z kapitałem zagranicznym od płacenia popiwku.

7. „Ustawa o prawie dewizowym”. Likwidowała państwowy monopol w handlu zagranicznym i wprowadzała wewnętrzną wymienialność złotówki, a także zobowiązywała przedsiębiorstwa do odsprzedawania państwu zarobionych dewiz.

8. „Ustawa o prawie celnym”. Wprowadzała jednakowe dla wszystkich podmiotów gospodarczych zasady clenia towarów importowanych.

9. „Ustawa o zatrudnieniu”. Unieważniała ustawę o osobach uchylających się od obowiązku pracy oraz zmieniała zasady funkcjonowania biur pośrednictwa pracy.

10. „Ustawa o szczególnych warunkach zwalniania pracowników”. Stwarzała nowe przepisy chroniące ludzi zwalnianych z pracy (zwłaszcza w drodze zwolnień grupowych), zapewniała odprawę finansową przy zwolnieniu i wprowadzała okresowe zasiłki dla bezrobotnych.

 

Klucz: przekształcenia własnościowe

 

Jednym z najważniejszych elementów całego planu (a nas szczególnie interesującym) było otwarcie na handel zagraniczny i zmiana polityki dewizowej, co umożliwiało powstanie spółek polskich z kapitałem zagranicznym i wejście na nasz rynek obcych spółek (te zmiany prowadziły też do umożliwienia powszechnej wymienialności złotego na waluty innych krajów).

Wprowadzone zostało więc nowe prawo celne, które znosiło przywileje dla przedsiębiorstw państwowych w handlu zagranicznym, gwarantowało swobodę wymiany międzynarodowej i równe traktowanie wszystkich jej uczestników. Stawki celne zostały znacznie obniżone, a w sporej części całkowicie zniesione. Od 1990 roku wynosiły one od 0 do 45%.

Zniesiono też reglamentację dewizową. Przedsiębiorstwa miały jednak obowiązek odsprzedawania bankowi uzyskane z eksportu dewizy, ale jednocześnie mogły w nim kupować waluty wymienialne niezbędne do finansowania importu. Osoby fizyczne mogły nabywać i wywozić za granicę dowolne ilości dewiz (miało to m.in. ważne znaczenie psychologiczne – budowało zaufanie do krajowego pieniądza oraz przekonanie, że rynek walutowy i cała gospodarka będą “normalniały“ i zbliżały się do standardów międzynarodowych). Podmioty gospodarcze mogły zaciągać za granicą kredyty transakcyjne.

Nic dziwnego więc, iż liberalizacja handlu zagranicznego spowodowała, że w latach 1990 – 91 nasz eksport na Zachód wzrósł o 60%, a import o 53%.

Wdrażanie planu spowodowało również lawinowe powstanie polskich firm. Liberalizacja systemu praw własności pozwoliła bowiem na swobodne podejmowanie działalności gospodarczej. W latach 1990 – 93 utworzono w Polsce ponad milion nowych podmiotów prywatnych. Powszechne w poprzednim systemie centralne plany produkcji i handlu zostały zastąpione setkami tysięcy niezależnych decyzji producentów i handlowców, kierujących się potrzebami konsumentów.

Najszybciej rosła liczba niewielkich przedsiębiorstw prywatnych, a jednocześnie duże przedsiębiorstwa ulegały redukcjom i następowała demonopolizacja wielu gałęzi – np. przemysłu mięsnego, cukrownictwa, komunikacji. Doszło zatem do szybkiej dekoncentracji organizacyjnej polskiej gospodarki. W latach 1989 – 91 zatrudnienie w firmach, w których pracowało 50 – 100 pracowników wzrosło ponaddwukrotnie (jeszcze szybszy wzrost zatrudnienia, który miał miejsce w mniejszych firmach nie był odnotowywany przez statystyki).

I wreszcie element najważniejszy: prywatyzacja, która była dominującą metodą spośród trzech tworzących tzw. przekształcenia własnościowe (oprócz niej były to: reprywatyzacja oraz wspomniane powyżej tworzenie nowych przedsiębiorstw).

Prywatyzacji sprzyjały (krytycy mówią, że ją wymuszały): wysoka stopa procentowa i otwarcie rynku wewnętrznego na zagraniczną konkurencję. Zjawiska te powodowały, że duża liczba przedsiębiorstw państwowych znajdowała się na skraju bankructwa, co ułatwiało (wymuszało?) ich prywatyzację.

Stosowano dwie metody prywatyzacji – kapitałową i przez likwidację. Pierwsza z nich dotyczyła jedynie dużych firm w dobrej kondycji finansowej. Początkowo przekształcano je w tzw. jednoosobowe spółki skarbu państwa, a następnie sprzedawano ich akcje inwestorom krajowym lub zagranicznym. Niekiedy, w przypadku wyjątkowo dobrych firm, akcje sprzedawano w ofercie publicznej.

Z kolei prywatyzacja poprzez likwidację była łatwiejsza do przeprowadzenia i częściej ją stosowano z powodu słabych wyników finansowych większości przedsiębiorstw państwowych. Wykorzystywano tu przede wszystkim leasing pracowniczy – czyli przejmowanie przedsiębiorstw przez ich dotychczasową załogę. Większość udziałów obejmował zwykle zarząd oraz kadra kierownicza. Taka metoda przekształceń powodowała zwolnienie zakładu z płacenia popiwku i dywidendy; pieniądze zaoszczędzone w ten sposób przeznaczano jednak głównie na podwyżki płac, toteż taka prywatyzacja nie przynosiła poprawy wyników finansowych ani efektywności przedsiębiorstwa.

Ważnym elementem transformacji systemowej w Polsce była też komercjalizacja, czyli przekształcenie firmy w jednoosobową spółkę skarbu państwa w celu późniejszej prywatyzacji. Z założenia miała być to forma przejściowa, praktycznie jednak w wielu wypadkach na niej zakończono procesy zmian w przedsiębiorstwie.

Opisaliśmy dwa rodzaje przekształceń: powstawanie nowych przedsiębiorstw (w tym polskich spółek z kapitałem zagranicznym i spółek zagranicznych wchodzących na polski rynek) oraz prywatyzację. Czas na kilka zdań na temat klasycznej reprywatyzacji (pod tym pojęciem rozumiem proces polegający na zwrocie uprzednim właścicielom lub ich następcom prawnym mienia przejętego przez państwo w drodze nacjonalizacji lub wywłaszczenia) polskich przedsiębiorstw. Otóż, nie bez kozery reprywatyzacja zwana jest przez niektórych ekspertów grzechem pierworodnym transformacji w Polce. Historia III RP to historia nieudanych prób reprywatyzacji. Było ich kilkanaście i zawsze coś, bądź ktoś, stawało jej na przeszkodzie. Oczywiście w projektach chodzi o mienie nie dotyczące tylko przedsiębiorstw ale przede wszystkim ziem (np. mienie zabużańskie), ale większość z nich obejmowała także zwrot przedsiębiorstw ich dawnym właścicielom. Przyjrzyjmy się choćby intersującemu nas okresowi:

– projekt senacki z 17 maja 1990 r. o zwrocie mienia przejętego na własność państwa na podstawie przepisów o uregulowaniu stanu prawnego mienia pozostającego pod zarządem państwowym.

– projekt poselski z 8 czerwca 1990 r. o zwrocie mienia przejętego na własność państwa na podstawie przepisów o uregulowaniu stanu prawnego mienia pozostającego pod zarządem państwowym.

– projekt rządowy z 16 lipca 1991 r. ustawa o zadośćuczynieniu państwa wobec osób, które utraciły majątek na skutek przejęcia tego mienia na własność państwa (podobne projekty zgłosiły również Unia Demokratyczna, Kongres Liberalno-Demokratyczny i Polski Program Gospodarczy).

– autorski projekt ustawy z marca 1992 r. autorstwa Janusza Krzyżewskiego, ówczesnego podsekretarza stanu w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych. Według zgodnych opinii osób znających tematykę był to najlepszy ze wszystkich projekt podejmujący sprawę reprywatyzacji w sposób kompleksowy zarówno w ujęciu podmiotowym jak i przedmiotowym.

– projekt poselski z 3 kwietnia 1992 r. o reprywatyzacji lub zadośćuczynieniu za mienie przejęte przez państwo lub pozostawione na terenach niewchodzących w skład obecnego terytorium Rzeczypospolitej Polskiej zgłoszony przez Unię Polityki Realnej. Przewidywał zwrot mienia w naturze jako najtańszy i najłatwiejszy do przeprowadzenia, a gdy restytucja jest niemożliwa wydanie bonów, za które będzie można nabywać akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw i mienie Skarbu Państwa.

– projekt poselski o reprywatyzacji opracowany przez Kongres Liberalno-Demokratyczny. Nie przewidywał możliwości zwrotu mienia w naturze, twierdząc bezpodstawnie, że taniej jest zaspokajać roszczenia, emitując bony skarbowe.

Inicjatyw ustawodawczych całe mnóstwo, tyle tylko, że żadna z nich nie zakończyła się sukcesem.

Nic więc dziwnego, że reprywatyzacja przedsiębiorstw była w Polsce fikcją. Spójrzmy chociażby na historię takiego giganta jak Wedel. Po II wojnie światowej fabryka Wedla została znacjonalizowana przez komunistów. Przedsiębiorstwo państwowe utworzone na znacjonalizowanym majątku Wedla działało pod nazwą Zakłady Przemysłu Cukierniczego im. 22 Lipca. Ale nowa nazwa nie miała żadnego przebicia marketingowego, więc do „22 Lipca” dodano dopisek „d. E.Wedel”, gdzie „d.” znaczyło „dawniej”. Po 1989 postanowiono sprzedać „Zakłady im. 22 Lipca d. E.Wedel”. Zostało ono skomercjalizowane, czyli przekształcone w spółkę akcyjną, akcje której zostały sprzedane amerykańskiemu koncernowi Pepsico.

Tymczasem jednak do sprawy włączyli się prawni spadkobiercy Wedla, którzy nie wskórawszy niczego u ministra przekształceń własnościowych reaktywowali spółkę przedwojenną mając w domowych archiwach jej akcje. Potem wytoczyli proces o zakaz posługiwania się tą samą nazwą firmy przez Pepsico. Proces wygrali i to w obu instancjach. Cóż się wówczas stało? Minister Sprawiedliwości złożył rewizję nadzwyczajną od prawomocnych wyroków, która została rozpoznana przez Sąd Najwyższy w ciągu 24 godzin. Tak się dziwnie złożyło iż data rewizji nadzwyczajnej Ministra Sprawiedliwości jest ta sama, jak postanowienia SN o wstrzymaniu wykonalności wyroków sądów I i II instancji. Prawowici spadkobiercy właścicieli zostali więc – mówiąc kolokwialnie – na lodzie. Amerykanie z Pepsico bojąc się jednak kolejnych procesów postanowili dobrowolnie zapłacić im odszkodowanie, którego wynegocjowana wysokość pozostanie już na zawsze tajemnicą przedsiębiorstwa i byłych właścicieli.

Podsumowując: przekształcenia własnościowe przedsiębiorstw w początkach III RP (oprócz de facto nieistniejącej reprywatyzacji) przyniosły znaczącą poprawę ich efektywności, racjonalizację zatrudnienia, wzrost wydajności pracy, obniżkę kosztów i szerokie zastosowanie nowoczesnych technologii produkcji oraz metod zarządzania firmą.

Niedobre praktyki

 

Tyle teoria, historia i garść statystyki dotyczących najbardziej interesujących nas zagadnień w pierwszych latach transformacji. Jednak w trakcie przedstawiania w sejmie projektów ustaw wchodzących w skład planu Balcerowicz powiedział m.in. słynne słowa: „Trzeba skończyć z fałszywą grą, w której ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że płaci. Alternatywa, którą proponujemy, to życie udane zamiast udawanego”.

Czy było to jednak życie faktycznie udane? Zapewne. Problem w tym, że dla bardzo niewielkiej grupy ludzi.

Kiedy 13 lipca 1990 roku sejm przyjął ustawę o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, która określała możliwe ścieżki prywatyzacji nikt nie mówił o jej możliwych skutkach ubocznych. Przyjrzyjmy się im nieco bliżej:

Najbardziej „promenedżerskim” rozwiązaniem była prywatyzacja likwidacyjna, zwana potem bezpośrednią. W tej ścieżce rząd preferował wniesienie przedsiębiorstwa aportem do spółki z wyłonionym w publicznym trybie inwestorem. Jednak to rozwiązanie nie cieszyło się popularnością. Powód? Postawa „klasy menedżerskiej”, dla której nieznany i co za tym idzie nieprzewidywalny inwestor mógł stanowić potencjalne zagrożenie.

Z kolei najpopularniejszą ścieżką prywatyzacji był wspomniany już leasing, czyli znana powszechnie jako „prywatyzacja pracownicza”. Pracownicy mogli w niej uczestniczyć jako posiadacze akcji/udziałów danej firmy. Uzyskali oni możliwości nabywania do 20% akcji prywatyzowanego przedsiębiorstwa po cenach preferencyjnych (50% wartości akcji) z czasem wprowadzono także możliwość przekazywania pracownikom za darmo 15% akcji. Możliwość uzyskania udziałów miała przekonać załogi do prywatyzacji ich zakładów. Nazwa była jednak myląca, bowiem sugerowała równy podział własności tych przedsiębiorstw. Tymczasem było zupełnie inaczej. O ile w momencie powstawania „spółek pracowniczych” kierownictwo miało większość akcji w co ósmej spółce, to pod koniec 1992 roku – w co szóstej. W ponad połowie firm „pracowniczych” kierownictwo posiadało wiodący, co najmniej 26%, pakiet akcji. Z biegiem czasu sytuacja ta się pogłębiała i udział załogi w kapitale akcyjnym czy udziałowym systematycznie malał.

Strukturę własności takich przedsiębiorstw można więc podzielić na wąską kapitalistyczna elitę, rekrutującą się z zarządu, troszkę szerszą grupę realnie uwłaszczonych (których status materialny można porównać do drobnomieszczaństwa) i najszerszą masę robotników pozbawioną realnej a bardzo często także formalnej własności.

Trzecią ścieżką, na której dokonywano prywatyzacji, była ścieżka kapitałowa, czyli przekształcenie przedsiębiorstwa w jednoosobową spółkę skarbu państwa (akcyjną albo z ograniczoną odpowiedzialnością) a następnie zbywanie jej akcji lub udziałów. Akcje mogli nabywać zarówno drobni inwestorzy, krajowi nabywcy pakietów większościowych jak i inwestorzy zagraniczni.

Także w tej ścieżce pracownicy uzyskali prawo nabycia akcji. Liczba akcji pracowniczych wahała się od 1 do 20%, pracownicy mogli je nabyć na warunkach preferowanych (cena obniżona o połowę). Miało to być dla nich zachętą by poparli prywatyzację, lub przynajmniej się jej nie sprzeciwiali. Zasady uczestnictwa w pakiecie akcji pracowniczych poszczególnych grup załogi regulowały regulaminy wewnętrzne przedsiębiorstw. Najczęściej przyjmowanym kryterium był staż pracy, w wielu zakładach wprowadzono dodatkowe kryterium dotyczące przydatności, czy znaczenia dla zakładu. Kryteria te były postulowane przez „klasy menedżerskie”, dawały podstawę do wyodrębnienia „akcji menedżerskich”. Te postulaty był też mocno wspierane przez Konfederację Pracodawców Polskich. Z chwilą jednak zmiany przedsiębiorstwa w spółkę, pracownicy tracili resztki wpływu na jego działalność, kończył bowiem w tym momencie byt samorząd pracowniczy. Było więc to swego rodzaju przehandlowanie, choćby ograniczonych, praw współdecydowania o zakładzie, za miraże uwłaszczenia.

Niezależnie od ścieżki na jakiej była dokonywana prywatyzacja, stawała się ona często okazją do różnego rodzaju przekrętów. Nieprawidłowości przy zmianie właściciela stały się wręcz normą. Często dochodziło do sytuacji, że na wycenę sprzedawanych przedsiębiorstw mieli wpływ członkowie zarządu, którzy jednocześnie byli zainteresowani jego nabyciem.

Specyficznie dokonała się także prywatyzacja na wsi. Decyzją Leszka Balcerowicza w jednym dniu postawiono wszystkie Państwowe Gospodarstwa Rolne w stan upadłości nie patrząc na wyniki finansowe poszczególnych przedsiębiorstw. Ludzie tam pracujący stracili pracę, a wsie po pegeerowskie stały się enklawami biedy bez szans na jakikolwiek rozwój. Ziemię przejęła Agencja Własności Rolnej, majątek ruchomy (maszyny, zapasy, zwierzęta) odrębną decyzją przejęli bądź byli dyrektorzy tychże zakładów, bądź sołtysi.

Nic dziwnego, że bezrobocie wzrosło lawinowo, pod koniec 1990 roku sięgnęło 6,5 % a pod koniec 1991 już 12,2%.

Pytany przeze mnie o sytuację rolników i PGR-ów Leszek Balcerowicz powiedział: Przede wszystkim trzeba sobie zdać sprawę, że PGR-y w znakomitej większości były subsydiowane. Pieniądze na subsydia drukowano, więc przedłużanie subsydiowania było napędzaniem inflacji. Ogólne koszty takiego procederu byłyby znacznie większe. Natomiast można się zastanawiać czy dałoby się wcześniej wprowadzić na rynek Agencję Restrukturyzacji Rolnictwa, która zrobiła bardzo dobrą robotę na bardzo trudnym podwórku, ale nie była w stanie utrzymywać rozdętego zatrudnienia, a na tym polegał główny problem PGR-ów. One były strasznie nieefektowne i musiała tam nastąpić zasadnicza redukcja zatrudnienia”.

 

Czas afer

 

Kolejny problem to ogromne afery finansowe, które trapiły polską gospodarkę w pierwszych latach transformacji.

Zróbmy krótki przegląd pięciu najważniejszych z nich.

AFERA ALKOHOLOWA. Zacznijmy od roku 1989 – co prawda formalnie istniał jeszcze wtedy PRL, ale przynajmniej symbolicznie od czerwca tego roku można już mówić o III RP. Jedno z pierwszych zjawisk przedstawionych w mediach jako afera, to „afera alkoholowa”. Była ona konsekwencją wykorzystania przez importerów kilku uregulowań dotyczących przywozu alkoholu do Polski. Wszystko zaczęło się, gdy Minister Współpracy Gospodarczej z Zagranicą wydał 30 grudnia 1988 r. zarządzenie, zgodnie z którym nie była wymagana koncesja na niehandlowy import alkoholu. Osoby prywatne, sprowadzające alkohol na własny użytek, płaciły tylko niewielkie cło. W sierpniu 1989 r. podniesiono ceny alkoholu i zaczął się opłacać jego import na dużą skalę. Celnicy korzystali z interpretacji, zgodnie z którą wystarczało zadeklarować, że dany transport alkoholu jest na użytek własny. W ten sposób na granicy odprawiano nawet cysterny wypełnione alkoholem. Później – w miarę kolejnych zmian w prawie – pojawiały się inne mechanizmy wykorzystywane dla sprowadzania alkoholu z niskim cłem (m.in. w listopadzie 1989 r. – importerzy korzystali z luki związanej z faktem, że na towary sprowadzane przez składy celne obowiązywało niższe cło). W lipcu 1990 r. przywrócono kontyngenty na import alkoholu, co można potraktować jako zakończenie „afery alkoholowej”.

Jest ona dobrym przykładem, w jaki sposób tego rodzaju zjawiska mogą być generowane przez ułomne regulacje prawne. Przy czym najciekawsze jest to, że pojawiają się osoby, które od początku wiedzą o tychże ułomnościach i potrafią z nich czerpać korzyści. Pojawia się zatem problem zorganizowanych grup interesów, które są w stanie wywrzeć wpływ na proces legislacyjny (czy też na decyzje wysokich urzędników państwa). Jest to z pewnością jeden z ważniejszych mechanizmów generujących afery (przykładem późniejszym jest chociażby „afera hazardowa”).

AFERA FOZZ. W roku 1990 pojawiły się pierwsze krytyczne wzmianki o działalności Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Fundusz, który miał zajmować się skupowaniem długu zagranicznego Polski, został powołany dużo wcześniej (początki to rok 1986). Ponieważ cele funduszu były niezgodne z obowiązującym wówczas prawem międzynarodowym, prowadził on działalność w sposób tajny i w efekcie osłabiona była kontrola państwa nad jego operacjami finansowymi. Tymczasem zakup wierzytelności okazał się tylko przykryciem dla wyprowadzania ogromnych środków, przekazanych FOZZ przez Ministerstwo Finansów. Wbrew deklarowanemu celowi działania, FOZZ udzielał kredytów, przyjmował pożyczki, dokonywał skomplikowanych i świadomie zawikłanych operacji na międzynarodowych rynkach finansowych. Tylko część operacji była dokumentowana, a istniejące księgi prowadzono wadliwie. Dodatkowo dziś wydaje się pewne, że FOZZ został stworzony przez wojskowe i cywilne tajne służby PRL. W związku z tym współuczestniczył w operacjach finansowych tajnych służb razem z przedsiębiorstwami państwowymi handlu zagranicznego i spółkami handlowymi handlu zagranicznego, kontrolowanymi przez państwo.

Zakończył on działalność w styczniu 1991 r. i został poddany kontroli NIK, co doprowadziło do ujawnienia afery. I tu zaczął się interesujący epizod związany z FOZZ: mianowicie rozpoczęły się procesy sądowe. Od skierowania do sądu pierwszego aktu oskarżenia w 1993 r., sprawa ciągnęła się przez kilkanaście lat i zakończyła dopiero w 2007 r. W międzyczasie część zarzutów się przedawniła.

„Afera FOZZ” jest interesująca z wielu względów, ale dwa jej aspekty są charakterystyczne dla afer gospodarczych III RP. Po pierwsze, w wielu tego rodzaju sprawach przewijają się osoby wywodzące się ze środowiska służb specjalnych. Po drugie, znaczna część afer jest zadziwiającym przykładem słabości polskiego sądownictwa. Ciągnące się latami procesy i stosowanie wszelakich kruczków prawnych dla ich wydłużania, przedawnienia, zadziwiające umorzenia postępowań – to coś „normalnego” w tych przypadkach.

AFERA ART.-B. Rok 1991 był niewątpliwie rokiem firmy Art-B. Na początku tego roku firma była jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiej gospodarki. W drugiej połowie roku jej właściciele – Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski – stali się modelowym wręcz przykładem aferzystów. Jeśli idzie o „aferę Art-B”, wiele rzeczy nie jest do dziś jasnych. Wiemy, że wykorzystując hiperinflację i powolny przepływ informacji między bankami, spółka Art-B lokowała „te same pieniądze” w wielu bankach, stosując mechanizm tzw. oscylatora ekonomicznego. Wyłudzone czeki były wielokrotnie oprocentowywane. Dodatkowo, Art-B wykorzystywała sztywny kursu dolara względem złotówki, co w połączeniu z wewnętrzną wymienialnością złotówki i wysokimi stopami procentowymi pozwalało na zarabianie na różnicy między oprocentowaniem lokat złotówkowych a oprocentowaniem lokat dewizowych poza granicami kraju. Wykorzystywano do tego celu tzw. zasłonowe transakcje towarowe.

Mechanizm w uproszczeniu był następujący. Po pierwsze, uzyskiwano list gwarancyjny na dużą sumę w dolarach od zagranicznego banku. Po zapłaceniu owym papierem wartościowym za importowany do Polski towar, był on sprzedawany w kraju, nawet po zaniżonej cenie. Następnie pieniądze ze sprzedaży wpłacane były na lokatę terminową w banku polskim. Wreszcie następowało wybranie lokaty wraz z dużymi odsetkami, wykupienie listu gwarancyjnego i spłata kredytu. Tego rodzaju działania to tylko część aktywności Art-B. Do tej pory nie wiadomo m.in., skąd Art-B posiadała znaczny kapitał, niezbędny do opłacalnego zainwestowania w oscylator.

„Afera Art-B” jest doskonałą ilustracją tego, jak – przynajmniej po części – powstawała elita finansowa wolnej Polski. Naprawdę duże pieniądze zarabiane były nie poprzez produkcję, inwestycje czy innowacje. Mechanizmem wykorzystywanym w akumulacji kapitału była inżynieria finansowa, której celem było „przepompowanie” jak największej ilości zasobów publicznych w ręce prywatne.

AFERA BOGATINA. Pierwszy Komercyjny Bank w Lublinie był jednym z pierwszych, które otrzymały licencję bankową po 1989 r. Jego głównym udziałowcem był David Bogatin, obywatel amerykański. Zakładając bank oraz pozyskując środki na jego prowadzenie, Bogatin dopuszczał się działań będących de facto oszustwami. PKBL oferował bardzo wysokie odsetki od lokat – celem było zgromadzenie dużych zasobów, które następnie byłyby wyprowadzane z banku przez udzielanie kredytów, które nie zostałyby spłacone. W 1992 r. wybuchła „afera Bogatina” – okazało się, że właściciel banku jest poszukiwany w USA za przestępstwa podatkowe. Pojawienie się tej informacji w przestrzeni medialnej spowodowało paniczne wycofywanie wkładów. Natomiast sam Bogatin został przekazany władzom amerykańskim.

„Afera Bogatina” nie była szczególnie ważna. Owszem – została nagłośniona medialnie, ale raczej za sprawą ekstradycji Bogatina do Stanów Zjednoczonych. Przywołuję ją z jednego powodu – otóż przyglądając się rozmaitym aferom gospodarczym, łatwo dostrzec, że w miarę regularnie przewijają się w nich te same osoby. Podobnie było i w tym przypadku – ze sprawą PKBL powiązane są osoby, które wcześniej i później pojawiały się w innych zjawiskach aferalnych (takich jak „afera FOZZ” – komisarzem PKBL był Janusz Rejent, dość ważna postać w Funduszu; „afera Polisy” – wspólnikiem Bogatina był Antoni Pieniążek, jeden z uprzywilejowanych akcjonariuszy Polisy; „afera PZU” – w PKBL pracował Grzegorz Wieczerzak). I to, co jest najbardziej frapujące w tym kontekście, to właśnie owo nieustanne krążenie pewnych osób i zasobów, tworzących razem sieć powiązań, co sprawia, że na znaczną część afer nie można patrzeć jako na zjawiska niezależne od siebie.

AFERA PFRON (NORMIKO). W 1993 r. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych powołał spółkę Normiko Holding. Nie przynosiła ona dochodów, inwestowała w przedsięwzięcia przynoszące straty, co wydawało się być działaniem zamierzonym. Weźmy chociażby operacje finansowe związane z ratowaniem Banku „Posnania”. Normiko przeznaczyła na ten cel 3 mln zł i założyła w tym upadającym banku lokatę terminową. Lokatą zapłaciła za bezwartościowe udziały w spółce Jaxa Press, powiązanej z Elektromisem. Elektromis był właścicielem Banku „Posnania”, którego zadłużenie spadło dzięki opisanej operacji o 3 mln zł. Podobnych przykładów można podać więcej. Jedynym źródłem utrzymania Normiko były pieniądze z PFRON. W momencie powstania w 1993 r. spółka otrzymała 20 mln złotych, w rok później kredyt na 4,7 mln złotych. W 1999 r. oceniano, że w latach 1993-1997 PFRON zainwestował w Normiko ponad 45 mln złotych. Część z tych pieniędzy została bezpowrotnie zmarnotrawiona.

Jednym z często spotykanych mechanizmów aferalnych, czego przykład stanowi właśnie „afera Normiko”, jest drenaż środków ze skarbu państwa, przeprowadzony w taki sposób, że w agencji państwowej utracona zostaje kontrola nad sposobem, w jaki wydawane są owe środki. Stwarza to okazję do nadużyć, które mogą w niektórych przypadkach przybrać trwały charakter. Należy dodać, że „afera Normiko” to tylko jedna z afer związanych z PFRON

 

Niejednoznaczna ocena


Bądźmy jednak sprawiedliwi. Plan Balcerowicza, a szczególnie jego wykonawcy wprowadzili do polskiego życia gospodarczego całe mnóstwo patologii, ale plan miał też swoje sukcesy. Wśród nich najważniejsze to: zahamowanie inflacji, będącej ogromnym niebezpieczeństwem dla całej gospodarki, umocnienie złotego, likwidacja deficytu budżetowego, stały wzrost gospodarczy (w roku 1993 PKB wzrósł o 3.8%, a w 1994 o 5.2%).

Jednak pamiętać należy również, że lata 1990 – 91 były dla polskiej gospodarki okresem recesji – spadła przede wszystkim wielkość produkcji przemysłowej a także znacznie zmalała produkcja rolnicza i liczba budowanych mieszkań. Pojawiło się nie znane dotąd bezrobocie. Wzrosły ceny realne. Upadło wiele przedsiębiorstw. Słychać było głosy o drastycznym pogorszeniu się warunków bytowych dużych grup społeczeństwa.

W przypadku takiej niejednoznaczności oceny ostatnie słowo pozostawmy Leszkowi Balcerowiczowi:

Można było zrobić nieco więcej, na przykład wprowadzić podatek liniowy jeszcze w 1990 roku, albo przeprowadzić reformę emerytalną, ale pytanie jest takie: czy w tej sytuacji jaką mieliśmy wtedy w 1989 roku, bardzo szerokim froncie robót i stosunkowo niewielkiej grupie reformatorów dałoby się wtedy rzeczywiście zrobić więcej nie naruszając jednocześnie tego co już zrobiono. Ja sądzę że nie”.

 

 

BIBLIOGRAFIA

– „Manowce polskiej prywatyzacji” pod red. Marii Jarosz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2001

– Stefan Krajewski – „Prywatyzacja, restrukturyzacja, konkurencyjność polskich przedsiębiorstw”,

Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 2009

– M. Kruk, J. Wawrzyniak– „Transformacja ustrojowa w Polsce 1989-2009”, Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2011

Wacław Wilczyński – „Polski przełom ustrojowy 1989-2005. Ekonomia epoki transformacji”, Poznań 2005

– „Stracone szanse? Bilans transformacji 1989-2009” – pod red. Jakuba Majmurka i Piotra Szumlewicza, Wydawnictwo Difin, Warszawa 2009

– Ireneusz Krzemiński – „Wielka transformacja. Zmiany ustroju w Polsce po 1989”, Wydawnicwo Łośgraf, 2010

– Jacek Tittenbrun – „Z deszczu pod rynnę, meandry polskiej prywatyzacji”, tomy 1-4, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2007

– Leszek Gilejko – „Polska transformacja – Próba bilansu i nowa perspektywa”, Res Humana, nr 3/2009