REALIA KONFLIKTU WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE W UJĘCIU DAHRENDORFOWSKIM

///REALIA KONFLIKTU WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE W UJĘCIU DAHRENDORFOWSKIM

Współczesny Świat jawi się świadomemu złożoności procesów w nim zachodzących obserwatorowi jako mniej lub bardziej stabilna struktura pozostająca w ciągłym „drganiu” wywoływanym przez różnorakie konflikty społeczne.

Wyznawane przez całe pokolenia utopistów teorie, w myśl których porządek społeczny wynika z ogólnej zgody, co do wyznawanych wartości zdają się w obecnej „rozedrganej” sytuacji jeśli nie anachroniczne to przynajmniej nie oddające skomplikowanej natury otaczającej nas rzeczywistości. Podkreślmy to: rzeczywistości dynamicznej i opartej na konfliktach (w odróżnieniu od utopijnej: statycznej i bezkonfliktowej).

Budowanie na sporze, czyli nieuchronność konfliktu

Oczywiście, we współczesnych strukturach społecznych występują także zgodność i stabilizacja, ale to nie one są owych struktur trwałym budulcem. Spoiwem będącym zarazem gwarantem rozwoju struktur społecznych są sprzeczności i konflikty zarówno między jednostkami w grupach społecznych, jak również między grupami społecznymi.

Zwolennikiem a jednocześnie współtwórcą teorii najpełniej opisującej podłoże, strukturę i efekty wynikające z istnienia konfliktów społecznych jest oczywiście Ralf Gustav Dahrendorf, niemiecko-brytyjski socjolog, politolog i polityk, który oprócz pracy naukowej (m.in. rektor London School of Economics oraz dziekan St Antony’s College Uniwersytetu w Oxfordzie) zajmował się także czynnie polityką (był m.in. niemieckim parlamentarzystą, sekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Niemiec a także komisarzem w trzech kolejnych Komisjach Europejskich).

Czymże jest najogólniej konflikt w rozumieniu Dahrendorfa? Jest to nieuchronna konsekwencja nierównego podziału władzy między organizacjami społeczeństwa oraz między samymi społeczeństwami jako organizacjami grup ludzi w olbrzymiej skali .

Samo społeczeństwo składa się bowiem ze związków różnej wielkości i różnego charakteru. W każdym jednak związku występuje dychotomiczna dystrybucja władzy.
W każdym przeto związku są ci, którzy sprawują zwierzchnią władzę i ci, którzy są rządzeni. Rodzi to strukturalny konflikt społeczny, powodujący sprzeczność interesów. Grupa osób sprawujących role dominujące ma interes, aby utrzymać się przy władzy, zaś grupa podległa ma interes, aby być silną i skuteczną opozycją, dążyć do poprawy swego losu i bronić się przed władzą rządzących. Tak więc sprzeczność interesów ma charakter obiektywny, wynikający z różnych pozycji, zajmowanych w danym związku.

Arabska Wiosna Konfliktów

Przyjrzyjmy się temu ogólnemu założeniu teorii Dahrendorfa na podstawie jakże świeżego konfliktu, który na naszych oczach nabiera swojej własnej – niestety coraz bardziej brutalnej – dynamiki.

Rzecz cała zaczyna już w przekazie medialnym istnieć pod nazwą: „Arabskiej Wiosny Ludów”, co oczywiście jest czysto dziennikarskim uproszczeniem (choćby ze względu na porę roku w jakim toczy się ten ogromny konflikt społeczny).

Wszystko zaczyna się w małym tunezyjskim mieście Sidi Bu Zajd od samobójstwa 26-letniego sprzedawcy warzyw, który był jedynym żywicielem rodziny. Regularnie nagabywała go policja, żądając łapówek, nękając o brak koncesji i pozwoleń. 17 grudnia ub.r. spoliczkowany przez policjantkę mężczyzna – na znak protestu – oblewa się benzyną
i podpala przed siedzibą władz lokalnych. Wkrótce w całym kraju młodzi ludzie, podobnie jak on pozbawieni perspektyw i nadziei na lepsze jutro, wychodzą na ulice i obalają reżim satrapy Ben Alego.

Chwilę potem przeciwko rządom swoich krajów ludzie protestują już w Jemenie, Algierii i Jordanii. Potem powstaje Egipt. Tłum nie chce tyrana Hosniego Mubaraka. Tłum obiera na przywódców: szefa świeckiej opozycji, mieszkającego na stałe w Wiedniu byłego szefa oenzetowskiej Agencji ds. Energii Atomowej Mohameda El-Baradei i członków zwalczanego przez reżim egipski islamistycznego Stowarzyszenia Braci Muzułmanów.

Charakterystyczne i niezwykle ciekawe z punktu widzenia opisywanej przez nas teorii Dahrendorfa okazały się komentarze formułowane „na gorąco” przez elity intelektualne
i znawców świata arabskiego. Posłużmy się dwoma cytatami: „Te wystąpienia pokazały, że pragnienie wolności jest nie tylko mrzonką intelektualistów, ale powszechnym dążeniem całych narodów” oraz „Protestujący zrozumieli, że wszyscy – niezależnie od tego, z jakiej klasy społecznej się wywodzą – mają te same pragnienia”.

Mamy tu więc wyraźnie do czynienia ze stanem, w którym rzeczywistość dotychczasowej dominacji jest zakwestionowana przez stronę podporządkowaną – jak określa to sam Dahrendorf: „(…) struktury władzy utraciły już bezwzględną jakość zawarowanej hierarchii”. Przedmiotem konfliktu są tu więc określone w teorii socjologa nierówności, różne szanse życiowe. Klasa dominująca chce je utrzymać, a klasa upośledzona (czyli aspirująca do dominacji), chce je ograniczyć lub – jak w przypadku świata arabskiego – znieść, bo żąda od grupy uprzywilejowanej więcej praw i możliwości zaspokojenia swoich potrzeb.

Na naszych oczach dzieje się więc proces opisywany w teorii Dahrendorfa w dziale poświęconym możliwym zmianom struktury zachodzącym w wyniku konfliktu jako: „całkowita wymiana osób zajmujących pozycje dominacji w związku”.

I jeszcze dwa ważne czynniki z teorii Dahrendorfa, które posłużą nam do lepszego zrozumienia „Arabskiej Wiosny Ludów”. Po pierwsze: raptowność i radykalizm zmiany struktury są wymiarami niezależnymi od siebie. Im bardziej gwałtowne są konflikty klasowe, tym bardziej raptowne będą wywołane przez nie zmiany. Po drugie: w części poświęconej natężeniu i gwałtowności jako funkcji zmienności konfliktu klasowego Dahrendorf udowadnia, że grupy konfliktowe po osiągnięciu pewnego stadium angażują się w konflikty, których wynikiem są zmiany strukturalne. W tej sytuacji pojęcie natężenia odnosi się do wydatkowania energii i stopnia uwikłania stron w konflikt. Konflikt ma natężenie wysokie, gdy koszt zwycięstwa lub przegranej jest dla stron wysoki. Im większą wagę uczestnicy przywiązują do kwestii związanych z sytuacją konfliktu i do jej istoty, tym większe natężenie ma konflikt.

Co z tego wynika?

Tyle, że gwałtowność konfliktu wiąże się z jego przejawami, a nie z przyczynami. Jest to problem środków zastosowanych przez grupy pozostające w konflikcie dla wyrażenia swojej wrogości. Skala gwałtowności obejmuje dyskusję, i debatę, spór i rywalizację, walkę i wojnę.

Niestety, w przypadku konfliktów (lub może raczej konfliktu – bo tak naprawdę cele i powody grup konfliktu w każdym z państw są bardzo podobne) „arabskich” strzałka na skali gwałtowności przyjętej przez Dahrendorfa jest już bardzo niebezpiecznie wychylona w kierunku ostateczności, czyli wojny.

Pluralizm i nakładanie się…

W niezwykle ciekawym wywiadzie udzielonym pismu „Academia” (nr. 1 z 2005 r.) przez Ralfa Dahrendorfa znajdujemy taki oto fragment:

Karolina Garztecka-Shapland: – Niektórzy ludzie w Polsce sądzą, że ciągły konflikt i ciągłe podważanie wartości jest dość niebezpieczne. Gdzie zatem leżą granice, których nie wolno przekraczać?

Ralf Dahrendorf: – Kiedy konflikt zwraca się przeciwko tym instytucjom, przez które może być wyrażany – wówczas rzeczywiście mamy problem! Zresztą wszędzie znajdziemy dowody na to, że ludzie nieszczególnie wierzą w instytucje demokratyczne.”

Wrócimy jeszcze do tego cytatu. Tymczasem aby przejść do kolejnego przykładu z naszej współczesności w odniesieniu do teorii niemiecko-brytyjskiego socjologa (tym razem przykładu nam bliższego, bo polskiego) pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka innych założeń teorii konfliktu Ralfa Dahrendorfa.

Zgodnie ze wspomnianą teorią jednym z jej najważniejszych elementów jest ścisłe powiązanie konfliktu z konkretnym związkiem, co oznacza, że każdy konflikt może być wyjaśniony tylko w odniesieniu do związku, w którym się pojawił. Społeczeństwa to mozaika różnorodnych konfliktów i grup konfliktowych. Różne konflikty nakładają się więc na siebie tak, że wielość istniejących frontów konfliktu sprowadzona zostaje do paru konfliktów dominujących. W ten sposób tworzy się skala „pluralizm- nakładanie się” konfliktów, posiadająca dwa wymiary. Jeden odnosi się do rozdzielenia, drugi do łączenia się konfliktów w różnych związkach. Pluralizm przyczynia się do spadku natężenia konfliktu, a nakładanie się lub zgodność do wzrostu jego natężenia.

Warto zwrócić uwagę na wyróżnione przeze mnie w powyższym akapicie elementy teorii Dahrendorfa przy analizie naszego kolejnego przykładu z rzeczywistości.

A liczba konfliktów brzmi: Tysiąc

Chodzi o słynny już konflikt wokół wyznawanych przez dane grupy społeczeństwa polskiego wartości a związany z przypadkiem pani Alicji Tysiąc.

Pozwolę sobie przypomnieć dokładnie fakty dotyczące tej sprawy, które posłużą do późniejszej analizy na podstawie teorii konfliktu Dahrendorfa.

W roku 2000 Alicja Tysiąc miała dwoje dzieci. Obie wcześniejsze ciąże wiązały się
z powikłaniami zdrowotnymi, co zmusiło lekarzy do dwukrotnego wykonania cięcia cesarskiego. Każdy taki zabieg zwiększa ryzyko powikłań podczas kolejnych ciąż. Dlatego lekarze odradzili Alicji Tysiąc trzecią ciążę. Dodatkowym obciążeniem jej zdrowia była postępująca od roku 1977 krótkowzroczność prowadząca do pogorszenia wzroku. W roku 2000 Alicja Tysiąc miała w każdym oku wadę -20 dioptrii, która równocześnie stanowiła przeciwwskazanie dla stosowania hormonalnych tabletek antykoncepcyjnych. Tymczasem
w lutym 2000 lekarz stwierdził, że Alicja Tysiąc jest w trzeciej ciąży. Trzech okulistów niezależnie uznało, że kolejna ciąża może zagrozić zdrowiu kobiety powodując utratę wzroku. Alicja Tysiąc poprosiła ich o wydanie dokumentu, pozwalającego na legalne usunięcie ciąży ze względów zdrowotnych w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej, ale okuliści odmówili. Po wizytach u kolejnych lekarzy jeden z nich (internista) wydał jej zaświadczenie. Zgodnie
z Ustawą z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego
i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży aborcja może zostać przeprowadzona legalnie, jeżeli poród stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej).

Tysiąc zwróciła się o pomoc do Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która wskazała jej szpital, gdzie wykonywane są legalne zabiegi usunięcia ciąży. Z zaświadczeniem od internisty 26 kwietnia 2000 roku, w drugim miesiącu ciąży, udała się do oddziału neonatologicznego w warszawskim szpitalu publicznym gdzie zbadał ją ginekolog. Lekarz odmówił jej prawa do przeprowadzenia legalnej aborcji, uznając, że zagrożenie dla zdrowia Alicji Tysiąc jest niewystarczające, aby uzasadnić usunięcie ciąży. Na zaświadczeniu od internisty zaznaczył, że się z nim nie zgadza, przez co uniemożliwił wykonanie zabiegu
w innej placówce publicznej służby zdrowia.

W listopadzie 2000 roku przeprowadzono u Alicji Tysiąc trzecie cięcie cesarskie i w ten sposób na świat przyszła jej córka Julia.

Komisja lekarska ZUS uznała, że po porodzie wzrok matki trojga dzieci uległ tak znacznemu upośledzeniu, że wymaga ona stałej pomocy społecznej. Przyznano jej pierwszą grupę inwalidzką oraz rentę. W marcu 2007 roku Alicja Tysiąc samotnie wychowywała troje swoich dzieci, utrzymując się z renty inwalidzkiej w wysokości 540 zł. Jej wada wzroku pogorszyła się do -26 dioptrii. Dostrzec mogła tylko przedmioty znajdujące się bliżej niż 1,5 m, a stan jej oczu mógł się jeszcze zmienić na gorsze.

Alicja Tysiąc złożyła doniesienie do prokuratury, w którym oskarżyła ginekologa
z warszawskiego szpitala o ograniczenie jej prawa do przeprowadzenia legalnej aborcji zgodnie z ustawą z roku 1993. Zdaniem biegłych ciąża i poród nie miały wpływu na pogorszenie się wzroku A. Tysiąc. Prokuratura umorzyła sprawę.

15 stycznia 2003 roku Alicja Tysiąc złożyła skargę na Rzeczpospolitą Polską do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W swoim wniosku zarzuciła polskim urzędnikom naruszenie wielu zapisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Alicję Tysiąc w staraniach o zadośćuczynienie 2 czerwca 2005 roku wsparły Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka, które wystąpiły z wnioskiem o zgodę na udział w sprawie Alicja Tysiąc przeciwko Polsce.

7 lutego 2007 roku odbyło się posiedzenie IV Izby Trybunału w Strasburgu, na którym sędziowie wysłuchali argumentów obu stron sporu. Z Ministerstwa Spraw Zagranicznych na posiedzenie przybyli eksperci medyczni, którzy chcieli obalić argumenty o zagrożeniu zdrowia Alicji Tysiąc; w podobnym celu przybyli przedstawiciele Stowarzyszenia Rodzin Katolickich i Forum Kobiet Polskich. 20 marca 2007 roku IV Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wydała werdykt w sprawie Alicji Tysiąc: stosunkiem głosów sześć do jednego uznano naruszenie Art. 8 konwencji. Co ważne: Trybunał nie rozpatrywał, czy konwencja daje Alicji Tysiąc prawo do przeprowadzenia legalnej aborcji. Przedmiotem jego dociekań było respektowanie przez państwo polskie prawa do poszanowania życia prywatnego. Sędziowie nie oceniali, czy decyzja lekarzy, którzy odmówili kobiecie prawa do legalnej aborcji była słuszna. W wyroku podkreślili, że prośby Alicji Tysiąc o usunięcie ciąży, nie wynikały wyłącznie z jej nieracjonalnych odczuć, ale miały umocowanie w historii medycznej. Trybunał uznał, że polskie państwo nie ustaliło jednoznacznych procedur, które pozwoliłby lekarzowi na upewnienie się, co do konieczności przeprowadzenia legalnej aborcji. Zagrożenie karą więzienia za usunięcie ciąży niezgodnie z prawem zdaniem sędziów powoduje, że lekarze boją się przeprowadzać legalne zabiegi. Władza ustawodawcza zalegalizowała aborcję w pewnych sytuacjach, ale nie zapewniła ram organizacyjnych, aby decyzja o wykonaniu tej procedury mogła zostać podjęta odpowiednio szybko. Co więcej pacjentka, której lekarze odmówią wykonania zabiegu, nie ma możliwości odwołania się od ich decyzji. Polskie państwo nie zapewniło sprawnego funkcjonowania odpowiednich procedur medycznych, czyli naruszyło prawo kobiety do poszanowania jej życia prywatnego.

Alicji Tysiąc przyznano zadośćuczynienie za szkodę niepieniężną spowodowaną naruszeniem Konwencji w wysokości 25 000 EUR.

No to mamy problem…

Tyle fakty. Nas bardziej interesują pewne „podskórne” procesy jakie zaszły przy okazji konfliktu wobec sprawy Alicji Tysiąc. Konfliktu – co warto zaznaczyć, który szybko nabrał cech konfliktu wokół norm i wartości. Tymczasem jak zauważa Dahrendorf grupy konfliktowe nie są zjawiskami normatywnymi, lecz zbiorowościami rzeczywistymi, które stanowią część podłoża społecznego. I dalej: „osoby zajmujące pozycje identyczne znajdują się we wspólnej sytuacji. Złączone tą wspólną cechą stanowią coś więcej niż niespójna masę. Czynnikiem konstytuującym grupę jest poczucie przynależności członków”, gdzie „grupa” rozumiana jest jako zbiór ludzi będących ze sobą w trwałej łączności lub kontakcie
i posiadająca wyraźną strukturę. „Ich elementem konstytuującym jest wspólnota pewnych interesów. Stanowią one rzeczywiste czynniki konfliktu grupowego. Mają strukturę, formę organizacji, program lub cel oraz personel złożony z członków, a ich członkowie są ze sobą w kontakcie tylko przez fakt członkostwa albo przez wybranych lub mianowanych przedstawicieli”.

Mamy więc, zgodnie z teorią, strony modelowego konfliktu: wspierające Alicję Tysiąc Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Helsińską Fundację Praw Człowieka,
a z drugiej będące w tym konflikcie wartości jej oponentami Stowarzyszenie Rodzin Katolickich oraz Forum Kobiet Polskich.

Mamy wreszcie wyrok Trybunału w Starsburgu, który to wyczerpuje definicję Dahrendorfa regulacji konfliktu (przypomnijmy, że główne typy regulacji konfliktów w teorii socjologa to: pojednanie, pośrednictwo, arbitraż). Trybunał nie zajął się przecież kwestią moralności czy wyznawanych wartości przez którąkolwiek z grup w rozumieniu teorii Dahrendorfa. Stwierdził tylko, że Polska „nie zapewniła sprawnego funkcjonowania odpowiednich procedur medycznych, czyli naruszyła prawo kobiety do poszanowania jej życia prywatnego”.

Mogło się wydawać, że „pośrednictwo” i „arbitraż” Trybunału zamyka sprawę. Jednak nie. Marek Gancarczyk, naczelny „Gościa Niedzielnego” skomentował w artykule wyrok, porównując sędziów Trybunału do zbrodniarzy hitlerowskich. Konflikt zamiast przygasać nabrał więc rumieńców. Dlaczego tak się stało? Wróćmy na chwilę do teorii Dahrendorfa. Socjolog dowodzi w niej, że do regulacji konfliktu są zawsze potrzebne m.in. takie czynniki: „obie strony konfliktu muszą uznać potrzebę istnienia regulacji konfliktu” i „strony
w konflikcie musza zgodzić się na formalne reguły gry, które będą stanowić podstawę ich stosunków”.

Tym razem tak się nie stało. Wyznawane przez pewną grupę wartości „upoważniły” jej przedstawiciela do złamania pewnych reguł gry, które zakładają, że istnieje pewna nadrzędna instytucja (tu: Trybunał w Starsburgu) będąca w stanie dokonać regulacji konfliktu poprzez swojego rodzaju „arbitraż” (tu: wyrok).

I tu – w ramach podsumowania – pozwolę sobie raz jeszcze zacytować wspomniany już na początku tego wątku fragment rozmowy z twórcą teorii konfliktu:

Karolina Garztecka-Shapland: – Niektórzy ludzie w Polsce sądzą, że ciągły konflikt i ciągłe podważanie wartości jest dość niebezpieczne. Gdzie zatem leżą granice, których nie wolno przekraczać?

Ralf Dahrendorf: – Kiedy konflikt zwraca się przeciwko tym instytucjom, przez które może być wyrażany – wówczas rzeczywiście mamy problem!”

Przykład ten pokazuje jak niezmiernie trudno jest znaleźć uniwersalną metodę regulacji konfliktu w społeczeństwie wielokulturowym jakim jest społeczeństwo Unii Europejskiej. W konsekwencji zaistnienia konfliktu w sprawie Alicji Tysiąc zogniskowanego wokół dominacji poszczególnego systemu wartość nie doszło do rewolty. Czy jednak możemy być pewni, że po wsze czasy kraje wchodzące w skład Unii Europejskiej uwolniły się od groźby totalnej deregulacji konfliktu. W żadnym razie. Co więcej, wydaje się, że unikanie go za wszelką cenę w efekcie może skończyć się skrajną formą poprawności politycznej manifestującą się całkowitym wyjałowieniem życia społecznego – totalitaryzmem unifikacji. To naturalnie stosunkowo komfortowa refleksja, bo dokonująca się z pominięciem istniejących w Europie konfliktów na tle narodowościowym – choćby w przypadku Basków. Wydaje się zatem, że i owszem, należy regulację uznać za rzecz świętą, ale regulację dokonywaną przez silne i niezależne instytucje w oparciu o prawdę i której naczelnym postulatem nie będzie doprowadzenie do zakończenia konfliktu a określenie sprawiedliwego rozwiązania. Natomiast egzekucja takiego rozwiązania – jeśli zaistnieje taka potrzeba – dokonywać powinna się poprzez inne instytucje powołane do służenia sprawiedliwości, która to została już niejednokrotnie zdefiniowana w stopniu pozwalającym na jej powszechne i jednoznaczne zrozumienie.

Co jest jawne, a co tajne

Podsumowując teorię konfliktu Ralfa Dahrendorfa i jej przejawy we współczesności chciałbym odnieść się do zagadnienia „interesów jawnych i utajonych” w ramach konfliktu grupowego w teorii niemiecko – brytyjskiego socjologa.

Konflikt grupowy rozumiemy tu jako konflikt dotyczący prawomocności stosunków władzy zwierzchniej. W każdym związku interesy grupy panującej wyrażają wartości stanowiące ideologię, która nadaje prawomocność ich panowaniu, podczas gdy interesy grup podlegających stanowią zagrożenie dla tej ideologii i stosunków, których ona strzeże.

W tym punkcie rozważań Dahrendorf wprowadza ważne rozróżnienia. Trzeba mianowicie odróżnić interesy utajone i interesy jawne. Interesy utajone to właśnie interesy obiektywne rządzących czy rządzonych, wynikające z dystrybucji władzy, zaś interesy jawne to interesy wyrażone w odpowiednich ideologiach tak, jak rozumieją i formułują je rządzeni lub rządzący, często nawet sprzeczne z interesami utajonymi, obiektywnymi. Interesy jawne, artykułowane w ideologiach, obejmują wartości, cele, normy, programy, którymi mają się kierować rządzący czy rządzeni w rozstrzyganiu sprzeczności i konfliktów, w jakie są uwikłani.

Modelowym wręcz przykładem potwierdzającym słuszność założeń teoretycznych Dahrendorfa jest zjawisko portalu Wikileaks i umieszczonych tam setek tysięcy mniej lub bardziej tajnych dokumentów dyplomacji amerykańskiej. Co charakterystyczne dla naszych rozważań tygodnik „Der Spiegel” zatytułował publikację o tajnych depeszach: „Jak Ameryka widzi świat”.

Faktycznie, nie najlepiej. Nic dziwnego, że „Spiegel” ocenił, że ujawnienie przez demaskatorski portal poufnych depesz amerykańskich dyplomatów to katastrofa dla polityki zagranicznej USA mogąca spowodować długotrwałe szkody o globalnej skali.

Teflonowa kanclerz i samiec Alfa

I tak mamy tu: Kanclerz Angelę Merkel, którą dyplomaci Stanów Zjednoczonych uznają za osobę, która „działa z uporem, ale unika ryzyka i rzadko jest kreatywna”. W jednej z depesz mowa jest o „Angeli Teflon-Merkel”, bo wszystko po niej spływa, jak po teflonowej powierzchni.

Z kolei premier Rosji Władimir Putin to – zdaniem dyplomatów USA – „samiec alfa”, a z kolei rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew to osoba „nijaka” i „niezdecydowana”. Prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja dyplomaci USA mają za człowieka o „słabej osobowości”, którego zajmują spiskowe teorie.

Jednak to przede wszystkim depesze z Bliskiego Wschodu odsłaniają słabość supermocarstwa, które „łatwo staje się piłką w grze różnych interesów, jest wciągane
w zatargi między Arabami a Izraelczykami, szyitami a sunnitami, islamistami a świeckimi”.

I jeszcze „rarytasy” odnoszące się do stosunków ze wschodzącym światowym mocarstwem – Chinami. Okazuje się, że „amerykańskie stulecie” dobiega końca. Dokumenty ujawniają z jaką pewnością siebie Chińczycy traktują Amerykanów. Nawet amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton musiała przyznać w styczniu 2009 r., że trudniej jest rozmawiać z Chinami jak równy z równym. „Władcy z Pekinu kupili bowiem górę amerykańskich obligacji państwowych i od dawna są największym wierzycielem USA. Jak można wyłożyć kawę na ławę w rozmowie z własnym bankierem?” – zapytała zrezygnowana sekretarz stanu USA byłego premiera Australii Kevina Rudda. Tak napisano przynajmniej
w depeszy ambasady USA w (stolicy Australii) Canberze.

Z przecieków Wikileaks wynika też, iż na polecenie Clinton dyplomaci ONZ byli szpiegowani przez amerykańskie władze. Zbierano nie tylko informacje o ich politycznych planach, lecz także numery kart kredytowych, e-maile oraz rejestry rozmów telefonicznych. W niektórych wypadkach Departament Stanu domagał się nawet danych biometrycznych, czyli odcisków palców, czy zdjęć tęczówki oka.

Ogromne różnice pomiędzy oficjalną polityką dyplomatyczną USA a jej obrazem wynikającym z cytowanych wyżej przecieków zdaje się w pełni potwierdzać założenia tego fragmentu teorii Dahrendorfa. Interesy jawne, które wyraża słynna amerykańska otwartość
i demokratyczna szczerość oraz pokojowe zamiary niesienia kaganka demokracji w ramach swoistej misji Białego Domu to słynne wartości, cele, normy, programy, którymi mają się jakoby kierować rządzący supermocarstwem z relacjach z innymi, słabszymi obiektywnie krajami w kwestiach rozstrzygania sprzeczności i konfliktów, w jakie są uwikłani w ramach naturalnego procesu koegzystencji państw.

Tymczasem interesy tajne są realizowane poprzez śledzenie, szpiegowanie, niewybredne epitety, uległość wobec przewagi ekonomicznej bądź podporządkowanie wyznawanych „jawnie” wartości merkantylnym interesom, by tylko wymienić pierwsze
z brzegu.

Co najciekawsze „konkurenci” USA, jak można śmiało nazwać te kraje, wobec których ujawniono tajne interesy Ameryki, też godzą się na tę grę – oficjalne stanowisko dyplomacji państw których dotyczyły przecieki z amerykańskiej poczty dyplomatycznej odpowiedziały na nie najwyżej notami z „ubolewaniem”. Dlaczego? I znowu wracamy do teorii konfliktu. Interesy utajone to właśnie interesy obiektywne stron konfliktu, wynikające
z dystrybucji władzy i często nie mające nic wspólnego z interesami jawnymi. Mówiąc prościej: nikomu nie opłaca się widzieć prawdy, bo nie służy ona regulacji problemów, które były są i mają być w myśl rządzących podstawą relacji pomiędzy krajami współczesnego świata: dynamicznego przecież i opartego na konfliktach. Bowiem, nie daj Boże, taki nieuregulowany konflikt międzynarodowy mógłby wywołać też konflikt wewnętrzny danego kraju.

Teoria Dahrendorfa nie jest teorią naiwną. Zakłada istnienie zjawisk o których istnieniu wszyscy wiemy. Nie pyta, czy kłamstwo, gra i konflikt istnieją. Pyta jak te niechlubne, ale i naturalne sfery ludzkiej aktywności mogą posłużyć zrozumieniu spraw społecznych. W teorii tej przyjmuje się założenie, że życie społeczne jest dynamiczne i dynamika ta ma charakter konfliktowy. Od Dahrendorfa konflikt uważany jest więc za naturalne zjawisko, któremu nie trzeba zaprzeczać, tylko je badać. Bez negatywnego wartościowania, tak nieobcego przecież potocznemu rozumieniu słowa konflikt.